wtorek, 23 sierpnia 2016

Padlina.

Uwaga, tekst nie jest przyjemny. Właściwie to mam zastrzeżenia, co do wstawiania go tutaj, ale to jedyna rzecz, jaka mi dziś wpadła do głowy. Nie polecam osobom, które brzydzą się krwi itp.
 Zwłaszcza, tym, które nie lubią czytać dziwnych, dotyczących chorych ludzi prac.
  A najbardziej odradzam czytania tego mojej przyjaciółce, która tu czasem zagląda. "N" nie rób tego XD
____________________________

 Mięso. Oprawiane na żywca, przynosi najwięcej zabawy. Nic więcej, niż kawałek zbitych, zlepionych w zbitą masę, mięśni, które już i tak nie są nic warte. Im szybciej wypatroszone ścierwo, tym świeższe,  mające więcej właściwości. Lepszy smak, lepszy aromat. Chociaż pośpiech psuje całą przyjemność.

 Dlaczego pośród krzyków czuję się najbardziej zrelaksowany? Jakbym był pustką, którą wypełnić może jedynie głośny lament, wprawiający moje ciało o dreszcze, cisnący na twarz chory uśmiech satysfakcji. To chyba zwą… uzależnieniem?

 Włókna, z mlaskiem oderwane od -wypełnionej soczystym, pełnym żółci szpikiem- kości. Dźwięk przywodzi na myśl darcie wilgotnych, wykonanych z mocnego materiału, ubrań. Przekrwionych, szkarłatnych ubrań. Nikt, oprócz mnie, nie potrafi wyczuć uroku cuchnącej, stęchłej tkaniny, której odoru nie śmie sprać nawet najsroższy deszcz. Delikatny bukiet nadziei, zamierający wraz z właścicielem, połączony z intensywną wonią strachu i potu. Piękny, wyrazisty aromat umierającego. Tak pachnie śmierć. Nie widać jej. Widać jej sztukę. Widać zwłoki, trupy, padlinę. Dzieła, które zostają zapamiętane, dopóki nie wnikną w piach, po którym stąpamy. Choć wydać się może, mimo swej nienamacalności, iż nie zostawia na ziemi żadnego wyraźnego śladu, to jednak swąd, jaki za sobą ciągnie, jest wyraźny. Czując go, zbliżam się do niej. Utożsamiam z nią.

 Przyjdź proszę, dzisiaj również chciałbym z Tobą dzielić tą cudowną chwilę. Zobacz, zrobiłem to dla Ciebie. Czy jeśli klęknę przy gasnących oczach, zobaczę w nich Twe odbicie?

-Już tracisz przytomność? Przecież jeszcze nie zeszły nawet dwa litry…
 Skwierczenie smażonego mięsa, nieprzyjemny dźwięk. Dobrze, że, żyjące jeszcze, truchło, potrafi to przekrzyczeć. Inaczej nie byłoby frajdy. Nie lubię nudy. Jest przytłaczająca.
 Już nie widać w tym spojrzeniu desperacji. Nie ma w nim nic. Zero strachu, czy bólu. Przerażone ślepia, straciły swój urok.

 Zepsuły się, nie są już potrzebne.

Przynajmniej nie będzie patrzyło na swoje własne ścięgna. Jestem łaskawy, powinien to docenić. Ściskane ciało galaretowate ustępuje, opuszczając oczodół, ciągnie za sobą nerwy. Brak reakcji.
-Oh, czyli już się poddałeś? Miałem cię za coś bardziej wartościowego.


 Nie przyszłaś. Nie patrzysz. Nie ma Cię tutaj. Znowu czeka mnie nuda.

czwartek, 3 marca 2016

Krótki, luźny tekst na ćwiczonko...

 Witajcie moi drodzy! Przepraszam was za takie zaniedbanie, oraz za to iż tekst poniżej prawdopodobnie nigdy nie będzie kontynuowany....JA PO PROSTU NIE MAM POMYSŁU! XD
Dlatego uznaję to za tekst, mający na celu ćwiczenie, aby nie zarosnąć mchem. Nie bijcie! 
Mejk pis not łor...czy coś. Zapraszam do czytania. W tym tygodniu pojawi się jeszcze jedna notka C:
~~~~~~~~~~~~~~~~
  Leżała na kanapie, machając miarowo nogami. Papieros, który stopniowo malał między palcami jej prawej dłoni, był jedyną rzeczą wyróżniającą się w ciemnym pokoju. Jasny punkcik, wyraźnie odstający od granatowej, wszechogarniającej plamy. Dzisiejszy dzień był dla niej udręką. Dziewczyna nie miała ochoty, ani chęci na cokolwiek. Jednak ten brak zapału dobijał ją bardziej pod kątem  psychicznym, niż fizycznym. Nawet nie przejęła się faktem, że dywan zostawał zdobiony, skruszonymi przez żar, szczątkami cygaretki. Sięgnęła, z niemałym trudem po kieliszek, po brzegi wypełniony czerwonym, tanim winem i spojrzała na rudawą ciecz z grymasem. "Nie pije się w samotności..." pomyślała i zerknęła na Antoniusza z lekkim zażenowaniem. Zamyśliła się i wstając po chwili, ruszyła w jego stronę. Wlała do miski zwierzaka połowę zawartości naczynia. Rzuciła kotkowi pełne nadziei spojrzenie, gdy ten podchodził do pojemnika, sprawdzając jaką to 'dobroć' dostał od pani. Popatrzyła na niego sceptycznie kiedy, zaraz po spróbowaniu, potrząsnął zniesmaczony główką. Skarciła się w myślach za swój idiotyzm, przejawiający się pod postacią rozpijania kota z powodu braku towarzystwa. Westchnęła cierpiętniczo i wylała zawartość miski do zlewu, opróżniając przy okazji swoją porcję, dwoma sporymi łykami. Po drodze do salonu porwała, starające się umknąć, zwierzę.
-Strategiczne posunięcie Marku Antoniuszu. -Mruknęła niezadowolona z zachowania futrzaka, który niespecjalnie przejął się jej zawodem. Usiadła z nim w fotelu, zgarnęła książkę ze stolika, zapaliła lampkę i rozsiadła się wygodnie zanurzając w lekturze.
 Zamknęła  przedmiot, kończąc na rozdziale szesnastym. Sięgnęła po laptopa i zaczęła przeglądać swoje ulubione portale społecznościowe. Po dłuższej chwili, ucieczce kota i kolejnym ziewnięciu , przeciągnęła się i jęknęła:
-Co ja robię ze swoim życiem? - Jak na zawołanie jej uwagę przykuło kolorowe okienko z informacją o nadchodzącym wydarzeniu. Nacisnęła na nie, automatycznie zostając przekierowaną na upragnioną stronę.

 -Festiwal kolorów...-Wymamrotała pod nosem, czytając z zaciekawianiem. Nakierowała kursor na słowa "Wezmę udział", myśląc nad decyzją. Z niemałym wahaniem przycisnęła ikonę z myślą "Przecież może być ciekawie." Wyłączyła urządzenie, zamknęła klapę i poszła do sypialni, ignorując myśl o kąpieli. Gdy tylko się położyła, na jej nogach zmaterializował się Marek Antoniusz. Przymykając oczy zażyczyła sobie jakiejkolwiek zmiany, boskiej interwencji, czegokolwiek, aby w jej życie weszło trochę kolorów. Więcej radości, która zabije tę monotonię. 
~~~~~~~~~~~~
Marek Antoniusz pewnie teraz obraca się w grobie X'D
Dziękuję.
~Kaju

niedziela, 22 listopada 2015

Melodia mojej duszy.

Pan Serkis uważany był za osobę sceptyczną, zrzędliwą oraz stroniącą od towarzystwa. Cechy niekoniecznie prawidłowo mu przypisane, sprawiały iż ludzie uważali go za istotę aspołeczną, której "harmonogramu" życia lepiej było nie zaburzać. Sąsiedzi, znający go lepiej, jeżeli w ogóle można było to tak określić, twierdziły również, że jest to człowiek pozbawiony empatii. Nie uśmiecha się, nie płacze, wśród plotek wyrażano nawet wątpliwości czy potrafi mówić, ponieważ głosu pana Serkisa nie słyszał nikt, kto przebywał w jego pobliżu. Wszyscy wokół spekulowali, plotkowali, snuli teorię na temat tajemniczej persony, jednak kiedy nadarzała się jakakolwiek okazja na nawiązanie kontaktu, obiekt wszelkich tych refleksji traktowany był niczym powietrze. Kiedy tylko owy człowiek przekraczał próg swojej samotni i wychodził do świata, ten traktował go jakby nie istniał... Skąd więc wzięło się całe zainteresowanie kimś tak pozbawionym koloru, wręcz przeźroczystym, jak pan Serkis?  Otóż mężczyzna codziennie, w godzinach wieczornych, otwierał, najszerzej jak tylko pozwalały na to stare zawiasy, okna i zasiadał przed starym *Petrofem, przekazując miasteczku piękną, znaną tylko mu melodię. Melodyjna, rozczulająca muzyka przepływała leniwie między budynkami, dzieląc się sobą ze wszystkimi. Każdego, do którego ucha zawitała, zalewała fala nostalgii oraz spokoju. Niektórzy odczuwali smutek, inni pewnego rodzaju dumę, co niektórzy fascynację...jednak wszyscy zgodnie wysłuchiwali utworów z przyjemnością. Chwile, gdy palce dotykały, lekko pożółkłych już klawiszy, były jedynymi, kiedy ludzie nie odczuwali do niego dystansu. To były momenty, w których wielu miało głęboką ochotę podejść do muzyka, porozmawiać, pogratulować, zapytać o cokolwiek- jednak nikt nie miał serca, ani ochoty, przerywać wspaniałej symfonii.  Z czasem gdy struny przestawały brzęczeć, a okna z powrotem zostawały zamykane, wszystko wracało do "normy". Mieszkańcy zapominali o pragnieniu odczuwalnym w czasie koncertu i wracali do poprzednich czynności. Tak wyglądało życie pana Serkisa z perspektywy ludzi, którzy nazywali je "rutyną". Zabawne, iż człowiek ma czelność, lub jakiekolwiek uczucie prawa, by oceniać rzeczy na których temat nie wiedzą zupełnie nic.  No cóż...mimo wszystko trudno jest im się dziwić. Tylko podczas gry zauważali osobę mieszkającą w mieszkaniu numer 37a, wyłącznie wtedy, gdy lśnił. Wstawali, pracowali, przysiadali wieczorem wysłuchując wieczornych kompozycji odludka, po czym wracali do swoich zajęć. Na tym polegał każdy dzień w Małej Kirklandii. Przynajmniej do czasu....
***
 Mężczyzna kończył właśnie dzisiejszą grę.  Zakończył utwór zwalniając ostatnie nuty. Złożył powoli ręce splatając ze sobą palce i zgarbił się lekko, wsłuchując w ciszę. Z otwartych okiennic, o niemałych rozmiarach, przedzierał się wieczorny, letni wietrzyk, przyjemnie ochładzający jego twarz. Delikatnie mierzwił czarne włosy i miło drażnił skórę. Pianista uniósł lekko brwi słysząc szelest naprzeciwko siebie. Wyjrzał przez otwór dziwiąc się nieco, kiedy dostrzegł po drugiej stronie małą, wątłą dziewczynkę. Podszedł do okna, wychylił się przez nie i zmierzył dziecko wzrokiem. Obydwoje milczeli. Przenikliwy, nieco surowy wzrok mierzył się z przestraszoną, aczkolwiek przepełnioną zachwytem, parą błękitnych oczek. Istotka wspięła się na palce, oparła rączki o zewnętrzną stronę parapetu i powiedziała nieśmiało:
-Jeszcze.
Dorosły zdziwił się bardziej, jednak po chwili wrócił do swojego obojętnego wyrazu i oddalił się. Nie miał zamiaru ulegać kaprysowi dziecka, skończył na dzisiaj granie. Skierował się w stronę kuchni i zatrzymał z cichym pomrukiem niezadowolenia, słysząc głośniejsze, zdesperowane:
-Jeszcze.
Przepełnione nadzieją spojrzenie śledziło szerokie plecy, nieznośne wzbudzając w obserwowanym poczucie winy. Spracowana, ozdobiona siateczką zmarszczek ręka, powędrowała do skroni, intensywnie ją masując Następnie spoczęła na głowie, przeczesując hebanowe włosy, czemu towarzyszyło ciche westchnienie. Mężczyzna przysiadł ponownie przy fortepianie i wyciągnął przed siebie ręce. Zawiesił je nad instrumentem spoglądając w stronę wyczekującej "koncertu" osóbki. Na pulchnej twarzy wymalowana była radość i ekscytacja. "Irytujące." Pomyślał, a mimo tego zaczął muskać palcami klawisze.
***
 Ciszę w domu wypełnił wysokiej intonacji głosik:
-Proszę pana, proszę pana! To ja! -Czarnowłosy cmoknął z dezaprobatą wchodząc do kuchni. Podczas gotowania się wody westchnął po cichu. Źródło owego głosiku pojawiało się ostatnio coraz częściej, zakłócając jego spokojne życie. Mimo tego okna zostawały coraz częściej otwarte...Po chwili Serkis wrócił z dwoma parującymi kubkami w rękach. Jeden z kawą postawił przy fortepianie, drugi wypełniony herbatą wręczył w małe rączki. Dziewczynka z wdzięcznością przyjęła naczynie z ciepłą cieczą. Ostatnio robiło się chłodniej. Westchnął cierpiętniczo patrząc w błękitne perełki.
-Dziecko, jak długo masz zamiar stać pod moim oknem, jak jakiś złodziejaszek? -Osóbka otworzyła szeroko oczy, nie rozumiejąc aluzji.
-M-mmam sobie iść? -Zapytała ze smutkiem w głosie.
-Na Boga, masz wejść do środka! Nie mam zamiaru brać odpowiedzialności za twoje zdrowie. -odparł chłodno, tak naprawdę troszcząc się o swojego, ostatnio stałego, gościa. Jeśli można nazwać osobę, dzień w dzień stojącą pod czyimś oknem, gościem... Niebieskie tęczówki zaiskrzyły, a ich mała właścicielka zawołała z radością:
-Naprawdę? mogę? -Czarnowłosy westchnął zirytowany, co mała odczytała jako: "Właź i mnie nie denerwuj!" i weszła pośpiesznie do środka. Przez okno... Nim muzyk zdążył jakkolwiek ją za to zrugać, siedziała przed instrumentem z wyczekującym uśmiechem na ustach. Serkis kręcąc głową położył dłonie na klawiszach i zaczął grać. Kiedy na dworze zmierzchało zakończył utwór i odparł do blondyneczki:
-Koniec. Do domu.
-Już? Proszę jeszcze jedna piosenka! Tylko jedna! -Zaciśnięte w piąstki rączki, zabawnie gestykulowały.
-Czy ty nie masz żadnego domu? Rodzice się nie martwią? Nie. Na dzisiaj koniec.
-No dobrze. -Odparła zawiedziona. Zniknęła za rogiem, rzucając niewyraźne "Do widzenia." i wyszła.
Grajek wstał wynosząc naczynia do zlewu. Do jego uszu dobiegł dźwięk szybkich, cichych kroczków i energicznego "Proszę pana, proszę pana!". Odruchowo zerknął za okno.
-Miałaś iść do domu. -Powiedział surowo.
-Zapomniałam zapytać. Mogę przyjść jutro z bratem? -mężczyzna wywrócił oczami.
-Jeśli musisz... -Annie zaśmiała się, podziękowała i odbiegła machając mu rączką.

 Następnego dnia faktycznie przyprowadziła ze sobą chłopca. Był znacznie starszy i w ogóle nie podobny do niej. Jedynym co ich łączyło, był kolor oczu. Jasny błękit, który śmiało można porównać z odcieniem bezchmurnego, przejrzystego nieba. Dzieci przychodziły codziennie. Jak się można domyślić Serkis w końcu zaczął uczyć dziewczynkę gry. Młodzieniec wydawał się w ogóle niezainteresowany muzyką. Siadał w fotelu i bazgrał coś w swoim notatniku, co bardzo denerwowało właściciela domu i zmuszało do zastanawiania, po co w ogóle przychodzi z siostrą.  Po dłuższym czasie stwierdził, iż da sobie z tym spokój i przestanie próbować zrozumieć nastolatka.  Później, gdy młodzik przekonał się do niego wyjawił niechętnie, że jego muzyka zawsze motywuje go do rysowania.

 Czas mijał, ciepłe lato powoli ustąpiło jesieni, a ta leniwie zamieniała się w zimę. Kiedy zimna pani zaczęła odchodzić, przyszedł czas na ponowne zakwitanie drzew oraz odżywanie zieleni. Dzieci nie odwiedzały go już od tygodnia, na co mężczyzna wmawiał sobie, że wreszcie ma chwilę spokoju i ciszy. W rzeczywistości bardzo polubił ich towarzystwo i teraz bez nich, dom wydał mu się ogromnie pusty i wielki.
 Muzyk zebrał ze skrzynki wszystkie listy i gazety, wszedł do domu i rzucił je niedbale na stół. Zaparzył sobie kawy i przysiadł przy nim, otwierając kolejno koperty. Nieruchomości, reklamy...zaproszenie? Otworzył ostrożnie czarną kopertę i wyjął białą, pozbawioną jakichkolwiek ozdób kartę. Zaczął śledzić uważnie równe, pochyłe pismo z każdą linijką, których nie było wiele, czując żołądek podchodzący do gardła. Przełknął z trudem gulę w krtani, rzucając paper na stolik. Patrzył tępo w przestrzeń, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Tej nocy po ulicach Kirklandii nie rozeszła się żadna melodia. Podobnie następnego dnia,  kolejnego i kolejnego....
***
   Niepewne, powolne kroki uginały swym ciężarem świeżą trawę. Mężczyzna je stawiający zatrzymał się ze spuszczoną głową, gdy dotarł do swojego celu. Od tygodnia starał się go unikać z całych sił. Stanął w tej samej linii co chłopak o błękitnych oczach.
 Nie odzywają się do siebie. Rozumieją. Patrzą pusto na nagrobek z wyrytym imieniem tak ważnej w ich życiu osoby. W końcu młodzik przerywa raniącą ich serca ciszę.
-Nie było pana tydzień temu. - Nie było w tych słowach żalu, złości, ani zawiedzenia. Chłopak powiedział to, bo rozumiał. Bo zazdrościł. Zazdrościł, że nie był na miejscu dorosłego. Również chciał przed tym uciec. Też się bał. Czarnowłosy uniósł głowę ku bezchmurnemu niebu, wystawił rękę przed siebie w geście, jakby łapał na nią krople deszczu i odparł słabo:
-Straszna ulewa. -Niebieskooki spogląda na błękitne, piękne, nieskalane żadnym obłokiem nieboskłon i odpowiada zdziwiony:
-O czym pan mówi? Przecież nie pada. -odwracając głowę ku mężczyźnie, dostrzega pojedynczą łzę, spływającą po odznaczonym wiekiem policzku.
-Pada. -Załkał pianista. Nastolatek spuszcza szybko głowę i szepcze: -Faktycznie. -I wbija z powrotem na mogiłę siostry, przepełniony bólem wzrok.
Podczas ich rozstania chłopiec mówi na do widzenia z wymuszonym uśmiechem.
-Na pewno nie byłaby zła, że nie był pan na pogrzebie. Myślę, że ona chciałaby, żeby zagrał pan jej coś jeszcze. -Macha smętnie na pożegnanie i odchodzi.


W ten sam wieczór miasto zostało obdarowane melodią, wyrażającą najgłębsze, kumulujące się w artyście uczucia. Smętna muzyka okalała każdy budynek, wprawiając mieszkańców w smutny nastrój. <muzyka> Pewien błękitnooki młodzieniec siedzący w oknie słysząc łzawy utwór, opuszcza swój notatnik na podłogę i zaczyna szlochać rozpaczliwi, przeklinając świat za odebranie mu tak ważnej osoby. Zrozpaczony grajek nawet nie zdaje sobie sprawy, ze słonych kropel opuszczających jego oczy. Strwonione serce wprawia palce w, wyłącznie jemu znany, taniec, który tworzy melodię jego duszy. Tę dzieło z pewnością zapadnie mieszkańcom w pamięci. Nic bowiem nie sprawiło jeszcze, iż czuli się tak źle. Okropnie bezradnie i rozpaczliwie.

~~~~~~~~~~~~~
*firma robiąca pianina/fortepiany
~~~~~~~~
Ja przepraszam! Znowu smęty ;-;
Stwierdziłam, że miłą odmianą będzie dodanie linkełka do muzyczki, przy której pisałam tą(tę?) notkę. Dla mnie jest smutna i to właśnie wyobraziłam sobie, jako grą Serkisa po śmierci Annie...
To miało być ciepłe, przyjemne dla oka opowiadanko... ugh! Jestem okropna XD Sama to ledwo czytam T^T
~Kaju

wtorek, 22 września 2015

Czym jest wiosna?

Po dość długiej przerwie postanowiłam napisać coś troszkę dłuższego...
Jeśli chodzi o dialogi, nie zraźcie się - bohaterowie mają rosyjskie korzenie i starałam się napisać w podobnym stylu, w jakim mówią.
Jest też dużo zdrobnień. Zapraszam do czytania!
PS.:Gdzieś tutaj jest karygodny błąd "otwarła", ale moje kartonowe oczy nie potrafią go dostrzec... ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lekki wiatr kołysał źdźbła zielonej, pełnej życia trawy oraz pierwszych wiosennych kwiatów.Malutka słodka dziewczynka, ubrana w błękitną sukienkę, poprawiła słomiany kapelusik na swych, spiętych w kucyki blond loczkach. Stojąc w progu zapytała:
-Mamusiu, gdzie jest braciszek? –odpowiedział jej jedynie stłumiony szloch kobiety, klęczącej na podwórku, odwróconej plecami do niej. „Co mamusia robi? Modli się? Przecież niedziela jest za jutro plus jeden dzień. Słoneczko świeci, czemu deszcz pada tylko na mamę?” Dziecko podchodzi do swojej rodzicielki i bada ją ciekawym, lekko przestraszonym spojrzeniem. W końcu pyta wystraszone:
-Mamusiu, co robisz? –kobieta rzuca się na maleństwo i wybucha głośno płaczem. Mała ufnie wtula się w nią, nie rozumiejąc sytuacji, która się wokół niej dzieje. „Gdzie jest Miszka? Kim byli ci panowie? Dokąd go zabrali?”
-Mamusiu, gdzie jest Misza? Czy zniknął jak tatuś? –Czułe, większe od jej własnych dłonie, objęły malutką twarz, a smutne, pełne łez, brązowe oczy spojrzały na nią poważnie. Dziewczynka rzadko widziała taki wzrok, ale zawsze wiedziała, że oznacza on coś ważnego.
-Cichutko kruszynko, nie wspominaj. –malutka twarzyczka zrobiła się mokra, do zielonych oczek nieznośnie pchały się słone krople, których nie umiała powstrzymać. A próbowała. Delikatne palce starszej starły je w milczeniu. Z wątłych usteczek wydobył się zachrypnięty głosik:
-Matusz…
-Nie pytaj kruszyno, już ciiii. –Przerwała jej tkliwie. I Saszka już nie pytała. Nie dowiedziała się przez długi czas, co się stało z Michaiłem. Gdzie jest, co robi, a przede wszystkim, czy w ogóle jeszcze żyje.
***

Nienawidzę tej pory roku.

 Śliczna, młoda dziewczyna rozwieszała na dworze białą, nieskazitelną pościel. Zapatrzyła się na śnieżny kolor mrużąc przy tym oczy. Promienie słońca nieznośnie odbijały się od materiału, zmuszając źrenice do skurczu. Piękny, wiosenny poranek sprawił, że jej duszę przejął żal nie do opisania. Spojrzała w stronę kamiennej ścieżki, prowadzącej przez pola i równiny. Ciągnęła się daleko, daleko za horyzont, dokąd Saszka nigdy się nie zapuściła. Nie było jej brak odwagi, jednak chciała oszczędzić matce stresu. Od tamtego zdarzenia stała się bardzo słaba i chorobliwa. Kiedyś często słyszała od tamtej strony huki i grzmoty. Wiedziała, że nie niosły ze sobą nic dobrego.Pewnego dnia, gdy zapytała rodzica co tam jest, usłyszała smętne, pozbawione emocji, puste zdanie „Gdzieś tam, skąd się nie wraca, zabrali naszego Michalijka.” To również stało się w tak piękny, rześki dzień. Dlatego dziewczę nie lubiło wiosny. Nawet srogie, niebezpieczne zimy nie sprawiały, że czuła się tak bezbronnie i smutno. Lekki wietrzyk, który wprawiał jej złote loki w delikatny ruch, pomimo swojej łagodności drażnił ją i przyprawiał o złość. Skończyła szybko czynność i wróciła czym prędzej do domu. Podeszła do pieca i zdjęła rondelek z zupą.
-Matuszko, zjesz zupy? – Spytała i nie czekając na odpowiedź nalała wywaru do miseczki, niosąc ją do małego, odosobnionego pokoiku. Zapukała cichutko i weszła do pomieszczenia, z uśmiechem podając rodzicielce naczynie. Kobieta z wdzięcznością przyjęła podarunek i odparła wątłym głosem ze smutkiem:
-Saszka, ty tak wiele robisz, a ja ci ciężarem… -blondynka usiadła na skraju łóżka, odłożyła zupę na półkę i wzięła pomarszczone ręce w dłonie.
-Mamo, grzech ci nie pomóc, bo serce się kraje, jak taka dobra kobieta jak ty cierpi. Może ciężar, ale słodki. –Ciepłemu głosowi zawtórował całus w czoło. Jak mogła obwiniać matkę za jej chorobę. Nie mogła jej pomóc w pracach, w których używało się siły fizycznej, jednak rozmowa z nią była dla niej ogromną pomocą. Posiwiała osoba wtuliła się w swoje dziecko, na zmianę szepcząc i obcałowując jasne włosy.
-Moja kruszynka. Mój skarb… - Na zewnątrz ze świstem zerwał się mocny podmuch, któremu potowarzyszył donośny grom i huk z nieba. Trzpiotka zerwała się z łóżka ze śmiechem i pobiegła ściągnąć moknące pranie. Zakryła ręką twarz, starając się uniknąć kropel. Zrywała szybko bawełnę ze sznura do wiklinowego kosza.
-Ostatnie! –mruknęła energicznie sięgając po ostatnie prześcieradło. Jej ręka zamarła w połowie dogi, dostrzegając pod drugiej stronie wysoki cień oraz odbicie dłoni, lekko odciśnięte na materiale. Przełknęła z trudem ślinę, ledwo powstrzymując łzy. Dotknęła niepewnie wybrzuszenia na tkaninie i wybuchła płaczem. Dzianina zsunęła się z czyjąś pomocą i odsłoniła widok na wyniosłego, ubranego w mundur czarnowłosego chłopaka, trzymającego broń. Blondynka cofnęła dłoń i zakryła nią usta w niedowierzaniu.
-Saszka, nie bój się. Ja nie zjawa. Ja żyję. – złapał ją w ramiona i zaczął gładzić czule po mokrych włosach. Stali w ulewie, w ogóle nie zwracając na nią uwagi.
-Misza! Cherubinku! –Z progu domu krzyknęła uradowana kobieta. Opierała całe swoje ciało o futrynę, z trudem utrzymując się na nogach. Jej pociechy podbiegły szybko z pomocą. Rodzina trzymała się długo w objęciach śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Dziękowali bogu, za to, że mogą być znowu razem.

-Kocham wiosnę!- krzyknęła głośno Saszka i wtuliła się mocniej w swojego brata.

~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec. Wiem, że (jak zresztą zwykle) krótkie, ale nie chciałam już ciągnąć tych smętów, zważywszy na to, że nastawiłam się na pisanie czegoś wesołego. Nie udało się. No cóż :D
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
~Kaju.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Iluzja jest moja...

Uwaga! W tym utworze jest kilka powtórzeń - nawet sporo...więc jeśli ktoś tego nie lubi to lepiej niech to ominie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pustka, która ogarnia mój dom roznosi głośne, dudniące w uszach echo. W środku mieszkania panoszy się nieznośna, nieprzerwana cisza rozsadzająca mnie od środka. Raniąca serce. Wewnątrz targa moim ciałem z powodu przeklętej bezsilności, mam ochotę biec, rzucić czymś; podczas gdy na wierzchu nie jestem w stanie choćby kiwnąć palcem.

Cud się nie zdarzył.

 Bezgłos. Tak mi przeszkadza. Chciałbym go przerwać donośnym, bynajmniej nie histerycznym, śmiechem lecz nie mam siły. Nawet najmniejszy dźwięk nie potrafi wydobyć się z moich ust, przez ciężar miażdżący  żebra niepozwalający wziąć najmniejszego oddechu. Niezależnie od siebie tłumię wszystkie emocje, nie dając im żadnej drogi do ucieczki, żadnego upustu. Autonomiczny bezdech. Duszę się żalem. Dławię łzami . Przygniata mnie boleść. Cisza stwarza w uszach dotkliwy hałas. Świat, którego jeszcze długo nie zobaczę, czerń jaka długo mnie nie obejmie. Czas bezlitośnie wydłużający męki. Każe czekać wieki w odosobnieniu. Izoluje od edenu. Ciało żyjące bez szczęścia, ciepła i radości. Zimne i bezwiedne. Desperacko czekające na swój koniec.  Jestem w stanie czuć wyłącznie rozpacz. Ponieważ cud nie miał miejsca. Zostawił mnie na pastwę losu. Zostawił z samotnością.

Iluzja jest moja.

Odrywam się od żalu, patrzę na to, co tak pragnę zobaczyć. Znów jestem otoczony miłością. Delikatne dłonie ułudy, pocieszające nędznego frustrata. Choć jest ono złudą, czuję ciepło. Dotyk. Słyszę urojony głos. Cud wydaje się taki realny. Osiągalny

Iluzja jest moja.

Zapomnieć o śmierci i innych zmartwieniach. Wszczepić w ich miejsce dobre wspomnienia. Wkleić w miejsce bólu fikcję.

Iluzja jest moja.

Zmienić bieg wydarzeń. Usunąć niefortunny zbieg okoliczności. Zastąpić czas i miejsce innym, bardziej adekwatnym. Wymazać nieszczęśliwy wypadek.

Tylko iluzja.

Daję się ponieść ucieczce od prawdy. Chwytam ślepo obrazy, które już nie mogą zaistnieć. Patrzę z ukojeniem na zjawę, mimo iż jestem świadomy jej nierealnego bytu. W końcu wyrywa się ze mnie płacz.


Bo ty już nie istniejesz.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec. Przepraszam, że znów coś krótkiego, ale aktualnie mam sporo na głowie, a takie krótsze notki przyjemniej mi się pisze C:
Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie potępi...XD
No i znowusz tematyka śmierci...wybaczcie, ale ostatnio mam takie rozkminy i NIE OSZUKUJMY SIĘ lubię taką tematykę :3
Pozdrawiam wszystkie tęczowe koloidy!
~Kaju.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Czym jest szczęście?

Witam po dość długiej przerwie i przepraszam za zwłokę, ale wiecie lenię dupę...
Wekejszyn, wolnejszyn i inne pierdzielszyn... Trza się spiąć i zacząć pisać ~ <3
No i ten...jestem tęczowym koloidem, więc wybaczcie. Od dzisiaj możecie mi mówić - różowy ameb (bo żeńska wersja jest dla słabych XD)
~~~~~~~~~~~~~~
Jeden prosty, potwierdzający wyraz. Obietnica nowego, pięknego poranka. Ciepłego słońca padającego na zmartwioną duszę, od razu kojąc i wymazując wszystkie obawy. Obietnica lepszego jutra. Całych serii „lepszych  jutr”.
„ Ze mną możesz być szczęśliwa.”
– obietnica, otwarcie dająca do zrozumienia swojej niepewności. Przyznaje, jak łatwo da się ją złamać. Mimo tego wtedy byłam pewna. Wszelkie MOŻE przepuszczałam mimo uszu, nie dawałam nawet zmącić nim przepełnionego radością umysłu. Liczyło się tylko to jedno, ukazujące cudowną przyszłość słowo.
 Teraz stoję przed tobą, tak ogromnie wyróżniając się wśród tłumu. Bliscy? Rodzina? Przyjaciele? Jakie to ma znaczenie, skoro wszyscy wrócą zaraz do domu przepełnionego ciepłem i miłością, podczas gdy my jesteśmy tutaj sami? W tym chłodzie i pustce. Po policzku nieustająco spływają krople. Bynajmniej nie są to łzy. Muszę pokazać ci, że nie mącą mi w głowie żadne troski. Nie cierpię. Nie czuję. Że też w tak okropny dzień mogło się jeszcze rozpadać…
„Możesz być szczęśliwa.” 
– Ale nie jestem. Złamałeś przysięgę. Nie dotrzymałeś danego słowa. Mimo tego uśmiecham się. Kontrastuję przez to z innymi. Tak mocno do nich nie pasuję, przez ten wyraz twarzy. Jakbym wśród tej czerni ubrana była na biało. Zupełnie jak wtedy.

„Współczuję, żałuję, przykro mi…” –Mi nie. Ja chcę ci podziękować. Dziękuję za chwile, które pozwoliłeś mi ze sobą przeżyć. Za uczucia, którymi obdarzyłeś. Gesty, którymi mnie obdarowałeś. Mimikę, jakiej zmiany dałeś mi szansę ujrzeć. Jestem wdzięczna za tamten dzień. Choć teraz uschło, będę dbała o ciepło które we mnie zasadziłeś. Miłość, którą wszczepiłeś. Dziś również powiedziałabym TAK.~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec. Dziękuję za uwagę, Kaju na prezydenta, możecie bić brawo XD
A tak na poważnie, mam nadzieję, że się podobało.
~Kaju.

niedziela, 19 lipca 2015

Jeśli...

Po tak długim czasie kolejna notka ode mnie.
P.S. Jestem bezmózgim kartonem.
Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutom, gdyż ten wpis może znacznie wpłynąć na twoją psychikę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czymże jest szczęście jak nie podmiotem, który nas doprowadza do samozagłady? 
Dlaczego mamy czuć się spełnieni, radośni?
Po dobrych chwilach przychodzą te złe, dlaczego więc nie mielibyśmy pozbyć się tych dobrych, jednocześnie unikając porażek i smutku? Przecież możemy się ich pozbyć jak niechcianej zabawki, którą w dzieciństwie wkładaliśmy do szafy i zapominaliśmy o niej. 
Czy wtedy uniknęlibyśmy porażek i smutku?
Czy nie żyło by się nam lepiej, lepiej bez tego wszystkiego.
Monotonność byłaby wszystkim co nasz otacza. Może i żylibyśmy bez żadnych uczuć, ale czy nie byłoby łatwiej? Czy dla nas nie jest to pewnego rodzaju rozwiązaniem. Szansą na ułatwienie życia nie tylko nam, ale i innym. 
Mówi się, że człowiek potrzebuje bliskości, a jeśli to kłamstwo wpajane nam od dawna? Kłamstwo, które wchłania się w głąb nas i kieruje nami. Może taki jest jego cel, wsiąknąć w nas i dusić od środka. 
Co jeśli to tylko słowo jak każde inne, któremu człowiek nadaje znaczenie? Kto wie czy to nie istota ludzka nadała mu taką bezsensowną wartość? 
Dlaczego w ogóle żyjemy?
Jesteśmy martwi?
Czy nasze istnienie i wszystko inne to kłamstwo? 
Na co dzień zmagamy się z wieloma trudnościami, ale jaki jest tego sens? 
Czy można nie rozumieć swoich myśli?
Czy sami sobie zaprzeczamy? 
Czy jesteśmy tylko jednym wielkim oksymoronem? 
Martwi, a jednak żywi?

~~Muffinka